Kilka słów dla początkujących konstruktorów. Zamieściłem to też przed chwilą na Elektrodzie - mam nadzieję, że to nie grzech.
Możecie śmiało rozpowszechniać odnośniki do tego wpisu. Mam nadzieję, że komuś się przyda. Nie mam zamiaru nikogo zniechęcać, ale chcę obiektywnie napisać o trudnościach i rozwiać kilka mitów.
W odróżnieniu od innych, nie piszę, co mi się wydaje, albo jak słyszałem, tylko konkrety na podstawie roku spędzonego nad książkami, normami, przepisami itd.
To, że nie sztuka zrobić jakieś urządzenie, tylko sztuka je sprzedać, pewnie już wiecie. O tym, że nie możecie niczego sprzedawać, nie prowadząc działalności gospodarczej, też na pewno wiecie.
Ale może nie wiecie, że nie sztuka coś zrobić, sztuka sprawić, aby przeszło to badania kompatybilności elektromagnetycznej, które są drogie i które trzeba prowadzić zawsze i dla każdego sprzętu. Tak, nawet jeśli zrobiliście tylko 5 sztuk urządzenia i chcecie sprzedawać je "po cichu" na Allegro. Ba, formalnie nawet wtedy, gdy jest to prototyp i to do Waszego własnego użytku.
Zapewne słyszeliście o oznakowaniu CE. Każdy sprzedawany w UE sprzęt musi mieć ten znak. To deklaracja producenta, a nie żaden certyfikat. Za bezpodstawne naniesienie znaku na produkt kara wynosi do 100 000 zł.
Tajemnicą poliszynela jest to, że konkurenci skrupulatnie badają produkty swoich konkurentów właśnie po to, żeby na nich donieść w razie wykrycia nieprawidłowości, więc to poważna sprawa.
Delarację CE można wystawić albo po badaniu produktu w labie, albo po upewnieniu się, że spełnia on polskie normy zharmonizowane z europejskimi. Normy są płatne i to sporo, choć nie są obowiązkowe. Tyle że trzymanie się ich jest dużo tańsze niż korzystanie z pełnych badań w labie. Nikt Wam nie powie, jakie normy pasują do Waszego produktu.
Musicie znaleźć je sobie sami, a są ich tysiące. Inną sprawą jest to, że wiele norm ma w treści info, że...
trzeba wykonać badania. Nie wszystkie dacie radę zrobić samodzielnie. Protokoły z badań trzeba przechowywać.
Niezależnie od norm, aby można było wystawić znak CE, trzeba mieć pewność co do kompatybilności elektromagnetycznej i przeprowadzić odpowiednie badania. Teoretycznie można samemu, ale bez komory bezodbiciowej i reszty wyposażenia
(setki tysięcy, jak nie więcej) każda kontrola zakwestionuje samodzielne badania. Więc trzeba iść do labu i bulić grube tysiące. W przypadku gdy korzystamy z łączności bezprzewodowej, jest to wręcz wymagane przez same normy.
To, żeby urządzenie przeszło testy EMC/EMI to trudne i złożone zagadnienie. W Polsce praktycznie nie ma książek na ten temat. Po lekturze 6 zachodnich opasłych tomów powiedzmy, że coś tam na ten temat już wiem.
Każda zmiana ułożenia kabli, zmiana wyświetlacza, ba!, czasem nawet rezystora, zmiana wsadu w mikrokontrolerze (nowy firmware rozdany użytkownikom itp.) powoduje najczęściej zmianę zachowania urządzenia pod kątem EMC, a więc konieczność ponownych badań.
Oczywiście stosowanie certyfikowanych modułów nie sprawia w Europie, że całość będzie certyfikowana - to tak nie działa.
W zasadzie jedyna metoda na uniknięcie tego całego cyrku to sprzedawanie zestawu do samodzielnego montażu w postaci płytki drukowanej, luźnych części i instrukcji. Wtedy producentem jest ten, kto to zmontuje.
Producent odpowiada finansowo i karnie za bezpieczeństwo swojego produktu. Nawet jeśli jakiś lab wydał mu oświadczenie, że produkt jest ich zdaniem bezpieczny. Nawet jeśli producent obudowy wprowadził nas w błąd, sprzedając obudowę niespełniającą norm palności. Wtedy odpowiedzialność jest solidarna. Nawet jeśli zapalił się aku litowo-jonowy nie naszej produkcji, a sami ich producenci przyznają, że 1 sztuka na kilka milionów ma wadę fabryczną. Producent aku
ma prawników, wybroni się. Mogą nękać nas.
Jeżeli my tylko coś projektujemy, a produkuje to dla nas jakiś wykonawca od montażu kontraktowego, w świetle prawa producentem i tak jesteśmy my - firma, której logo widnieje na sprzęcie. Również wtedy, gdy profesjonalna firma projektowa wykonała projekt wg naszego pomysłu.
W samej Unii niektóre kraje mają ściślejsze regulacje niż ogólnounijne i musimy je znać - na przykład we Francji maksymalna dozwolona wypromieniowywana moc przed moduły bezprzewodowe jest mniejsza niż standardowo w Unii.
Inne kraje to kolejne badania i certyfikaty. Korea swoje, Japonia swoje, USA swoje itd. W USA kary są na zasadzie milion dolarów plus 10 000 za każdy dzień zwłoki w wykonywaniu postanowień urzędników itp. Więc tam to w ogóle nie zabawa. Wymogi FCC są nieco inne niż na znak CE. Rodzi to dodatkowe koszty.
Bez znaku FCC, podobnie jak CE w przypadku eksportu do krajów EU, celnicy zatrzymają, nierzadko zniszczą, a rachunek za walcowanie przyślą nam.
Jak już skompletujesz podzespoły do prototypu, przebadasz go, to najczęściej okazuje się, że właśnie wyszły z produkcji i zabawa w badania od nowa, na zamiennikach. A nawet jak są, a Ty masz zamówienia, to tak, producent przyśle, tyle że za 3 miesiące, bo tyle płynie statek plus formalności celne. Więc trzeba wydawać grubą kasę na zapasy części.
To, że na KickStarterze jest wiele projektów nieświadomych ludzi, którzy myślą, że zrobią sobie coś w garażu i tak ot zaczną to sprzedawać w USA, niczego nie zmienia. To bardzo restrykcyjny kraj. Nie ma badań, nie ma sprzedaży, sorry, kid.
Badania w UL nie są obowiązkowe, ale będzie ich wymagała większość dystrybutoróww USA. Koszt dla stosunkowo prostych produktów idzie w 20 000 dolarów i więcej. Samo badanie kompatybilności elektromagnetycznej dla urządzenia z modułem łączności bezprzewodowej pod kątem wymogów FCC to koszt 10 000 USD. Jedna próba, a zazwyczaj potrzeba wielu.
Nie jest to zabawa dla hobbystów.
Oczywiście sprawy formalno-prawne co do tego, jak produkt ma być oznakowany i co ma się znaleźć w instrukcji. Oczywiście deklaracja zgodności.
Przepisy transportowe (zapomnijcie o transporcie lotniczym czegoś, co ma w sobie baterię lub aku litowy). Są wyjątki, ale generalnie to trudna sprawa i duże ryzyko, jak coś się stanie, a nie dopełniło się formalności.
Nota bene to dlatego akumulatory li-ion są dostarczane naładowane w 40%, a NIE po to, żeby wydłużyć ich żywotność. Bzdura na kółkach. Po prostu wynika to z międzynarodowych przepisów lotniczo-transportowych.
Samo opakowanie musi spełniać normy itd. itp.
Kwestia bezpieczeństwa produktu. Każdy aku i bateria w określonych warunkach generuje wybuchowy wodór. To nic, że problem dotknie 1 użytkownika na 10 000, ale może dotknąć. To wszystko trzeba przewidzieć, żeby nie mieć prokuratora na głowie. Bezpieczeństwo mechaniczne, chemiczne, elektryczne, pożarowe itd.
A nie, że ktoś wsadza ogniwo litowo-jonowe do aluminiowej hermetycznej latarki i się cieszy, że nie dostaje się tam woda. No nie dostaje się, ale to bomba, jeśli nie zapewni się odprowadzania gazów.
Trzeba uwzględnić prawo do zwrotu towaru, zwrotu kasy już po 1 nieudanej naprawie itd. Kwestie celno-przewozowe. Też spędzicie nad tym parę nocy, a w końcu stwierdzicie, że wolicie zabulić agencji celnej, bo to jest jakiś kosmos te przepisy.
Umowa i pilnowanie tego, żeby producent kontraktowy nie tłukł naszego urządzenia na lewo. Patenty i egzekwowanie ich, żeby konkurencja zaraz nie zrobiła tego samego, tylko 2x tańszego.
Jakby tego było mało
Kwestia Bluetootha. Nie wierzcie w bzdury z netu, bo napytacie sobie biedy. KAŻDE urządzenie, w którym checie stosować BT, MUSI być zaaprobowane przez konsorcjum Bluetooth. Prawo do stosowania łączności BT w 1 konkretnym modelu urządzenia kosztuje $8000, choć teraz podobno jest jakaś promocja i jest trochę taniej. Jak nie zapłacicie - wiadomo, życzliwi się znajdą.
Niezależnie od tego, co płaci się temu konsorcjum BT, trzeba jeszcze robić
badania EMC. Tak, nawet jeśli moduł jest już ceryfikowany. W USA takie badania są wówczas tańsze niż zwykłe, ale też są konieczne. W EU nie ma to wpływu.
Generalnie trochę to wszystko człowieka słabi. Ale nie poczytujcie tego jako zniechęcania. Elektronika jest ciekawa i warto próbować, tylko miejcie świadomość, że trzeba bogatego sponsora. Rzekłem
Jeśli komuś przydały się te informacje, kliknijcie Pomógł czy jak to się tam nazywa, żebym zebrał trochę punktów na forum.
P.S. Oczywiście dla urządzeń medycznych, wojskowych, do pracy w atmosferze wybuchowej, samochodowych itp. jest wiele przepisów dodatkowych, bardziej restrykcyjnych.
P.S.2 Jeśli korzystacie z łączności bezprzewodowej, po przekroczeniu pewnej mocy (zależnie od częstotliwości), nawet jeśli ta moc jest prawnie dozwolona, trzeba robić bardzo kosztowne badania na ekspozycję ludzi - SAR itd.